Dzień się zaczął szybko, najprawdopodobniej zupka z nocnego targu zadziała u obojga z nas, u mnie w mniejszej sile rażenia, u drugiej połówki jabłka w maksymalnej gamie objawów.
Do 7eleven po zapas coli, z apteczki nitrofuroksazyd, ale zanim zadziałało to dobrą chwilę potrwało.
Czas się zbierać, samolot mamy o dziewiątej, zamawiamy Bolda wychodzi taniej niż taxi, czy Grab. Na czczo napompowani colą, na lotnisko. Żona z gorączką, mnie muli, lot do Bangkoku bez przygód. Po wyjściu z samolotu dajemy znać kierowcy z 12go, że jesteśmy każe nam czekać przy wyjściu numer czternaście. Stawiamy się karnie przy wyjściu i czekamy, czekamy, czekamy, parno, duszno, głośno, smrodliwie. Dzwonimy do kierowcy już, już jestem sorry trafic. Godzina pękła, w końcu jest. Druga godzina pękła zanim wyjechaliśmy z Bangkoku. Obstrukcja pokarmowa w dalszym ciągu daje o sobie znać, ale jest co raz lepiej. Druga część ekipy miała więcej szczęścia szybciej wyjechali z lotniska. Po drodze spotkaliśmy się na stacji benzynowej.
Mamy dziewięcioosobowego busika dla naszej szóstki, także można się było ulokować w miarę wygodnie sześć godzin jazdy przed nami. Dojeżdżamy do przystani promowej, tu małe zawirowanie z kupnem biletów na prom, kierowca chce od nas kasę, a my pewni, że mamy to w cenie, kierowca mówi, że nie. I miał rację trzeba czytać i to nie koniecznie to co jest zapisane małymi literami. W tym wypadku znaczenie miały dwa słowa included i excluded. W międzyczasie przyszły nawet dwa maile od 12go wyjaśniające sytuację. Krótki rejs promem i około osiemnastej jesteśmy w resorcie Shambhala Beach Resort , pokój mamy w budynku Boathouse. Pokoik niczego sobie wykończony z gustem w stylu europejskim. Zdziwiła mnie jedna rzecz drzwi wszystkie drzwi w całym budynku były wykonane w normie europejskiej czyli z przylgą pierwszy raz widzę coś takiego w Azji.
Po zakwaterowaniu żonka mówi chodźmy pokaż mi wreszcie tą plażę, to idziemy. Po przejściu kilkunastu metrów moje serce odleciało w inne stany świadomości, a właściwie braku świadomości. Odwonienie, zmęczenie zrobiło swoje, trwało to chwilkę, ale strach był. Żartów nie ma świeży kokos, elektrolity i do łóżka.