Śniadanie tym razem w 7/11 chemiczny tost plus 3w1kawą zwane. Graty spakowane zostawione w recepcji pod opieką, pokoje oddane.
Deja vu po raz trzeci, dobitki zakupowe i kupno nowej walizki, aby łupy było w czym przywieźć i obiad na szóstym piętrze. Później jeszcze jedna rzecz, która w Bangkoku, będzie dla nas nowością park miejski. Nie Lumpini, a bliższy naszemu hotelowi Benchakitti. Skwar straszny pewnie ze 34 stopnie albo i lepiej, nawet jeziorko w parku nie sprawia, aby było przyjemniej. Miejsce fajne, polecam taka oaza w środku betonowej dżungli. Mimo temperatury sporo osób uprawiających jogging. Wracamy z buta do hotelu, zabieramy manele łapiemy taxi na ulicy i jedziemy do punktu zbornego wyjazdu na Phangan czyli Rambuttri. Bagaże zostawiamy w biurze firmy przewozowej, robimy odprawę dostajemy naklejki identyfikacyjne, idziemy coś zjeść i pożegnać się Bangkokiem.
Wyjazd o 21, autobusów o tej godzinie wyjeżdża chyba ze sześć, małe zamieszanie w końcu załadowani ruszamy do Chumphon. Gdzie czeka nas przesiadka na prom płynący prze Koh Tao na Phangan.