Po jet lagu, ani śladu dziś w planie mamy Penang National Park.
Można powiedzieć już tradycyjnie Grab, można tam dojechać autobusem, ale trzeba znaleźć przystanek, odczekać swoje na przystanku itd. Jedno auto na sześciu nie wychodzi drogo, a jest sprawniej i wygodniej.Dojeżdzamy, kupujemy bilety wstępu, dla seniorów zniżka i nie ważne, że jesteś cudzoziemcem masz szóstkę z przodu masz zniżkę. Chcieliśmy na Monkey Beach, ale trasa tam wiodąca była w remoncie, została nam Turtle Beach. Powrót wykupiliśmy łodzią, spacerek zajął nam ze dwie godzinki. Spacerek trochę męczący gorąco, parno, wilgotno i pod górę, choć potem oczywiście było z górki. Idziemy ścieżką przez las tropikalny, towarzyszą nam odgłosy natury to jakiś ptak, to cykady jak ktoś lubi trekking to warto. Dochodzimy do plaży, plaża ładna, a uwierzcie mi znam się na plażach. Tam gdzie się urodziłem miałem trzy duża, mała i dzika, ta od strony zatoki, ta od morza, a trzecia od miejsca gdzie zatoka spotyka się z morzem – taka mała zagadka. Parę plaż widziałem ta jest ładna i pusta, ale kąpać się nie można, fale, prądy i nagły uskok głębokości przynajmniej tak jest napisane na wielkiej tablicy na której jest także informacja o ilości osób, które się tu utopiły. Jak nie można, to nie można. Wypatrując łodzi którą mamy wrócić spacerujemy, podziwiamy widoki po prostu relaksujemy się. Łódź przypływa wracamy, Grab i do hotelu. Na popołudnie mamy w planie wizytę Penang 3D Trick Art Museum. Znowu Grabem, nawet fajna zabawa, choć niektóre instalacje trochę toporne. W ocenie Jerrego, który w podobnym przybytku był Chan Mai tutaj jest słabiej. Fotki z iluzjami zrobione, trochę śmiechu przy tym było.
Potem trafiamy na uliczny festyn, trochę si ę pokręciliśmy, kolację zjedliśmy znowu w tajskiej knajpce. Knajpa pełna odbywało się fetowanie nowego roku, głośno i ekspresywnie.
Wracamy do hotelu, krótka narada rezerwujemy hotel w Bangkoku trafiło na iCheck inn Nana by Aspira wybór zaakceptowany, idziemy spać jutro transfer do Bangkoku.