Wyjazd w założeniach miał być bardziej wypoczynkowy niż podróżniczy, więc proszę się nie dziwić, że tym razem więcej jest leniuchowania niż podróżowania.
To jest praktycznie nasz ostatni dzień na tej wyspie, więc trzeba ogarnąć następny etap podróży. Etap ten to przeskok z Koh Rong Sanloem na Koh Kut. Jedna z nielicznych rzeczy, której nie ogarnialiśmy szybciej zdając się na odrobinę spontaniczności – no w końcu potrzebne jest trochę adrenaliny, uda się, nie uda się. .
Jak już wspominałem we wpisie „Jesteśmy na rajskiej wyspie, czy aby na pewno ?” bilety na wyspy kupiliśmy od razu powrotne. Z sprzed wyjazdowego szperania w Internecie wyszło nam, że pierwszy prom odpływający z wyspy jest o godzinie 7 rano. Nie sprawdzaliśmy czy bilet tej firmy promowej, która nas przywiozła na wyspę (a są co najmniej trzy kursujące pomiędzy stałym lądem, a wyspami) jest na prom wypływający o tej godzinie. Poprosiliśmy Staszka o sprawdzenie, sprawdził, potwierdził jest ok. macie prom o 7 rano. Dlaczego to takie ważne, ano dlatego żeby dokonać przejazdu z Koh Rong Sanloem na Koh Kut w ciągu jednego dnia, co teoretycznie jest możliwe trzeba wyruszyć z wyspy najszybciej jak to możliwe.
Wygląda to tak:
7 rano wypłynięcie z Koh Rong Sanloem,
8 jesteśmy w Sihanoukville trzeba ogarnąć taxi do tajskiej granicy,
12-13 powinniśmy być na granicy Kambodżańsko-Tajskiej dalej busikiem do przystani,
14 -14.30 powinniśmy być na przystani Laem Sok Pier skąd odpływają promy na Koh Kut,
15 wypływamy ostatnim promem na Koh Kut,
16 lądujemy na wyspie.
Spytaliśmy jeszcze Staszka, czy jest w stanie załatwić nam taxi z Sihanoukville do granicy z Tajlandią, ale nie był w stanie. Pozostało znaleźć taksówkę po przypłynięciu do Sihanoukville, z czym nie powinno być problemu bo okolicach przystani samochodów do wynajęcia w bród. Resortowa łódka ma nas podrzucić jutro rano do przystani. Mamy czekać na plaży o 6.20.
Temat powrotu ogarnięty, my oddajemy się błogiemu lenistwu, czyli zgodnie z programem wycieczki plaża, morze, leżak, książka, gmeranie w Internecie czasami klang lub angkor, taki napój w puszce.
Wieczorem krótkie pakowanie, dajemy napiwek Staszkowi za całokształt i trzeba iść spać, bo jutro napięty dzień.