Czas plażowania się skończył, jeszcze ostatnia kąpiel w wodach morza andamańskiego i czas zacząć powrót do domu - szkoda. Pakujemy klamoty i po południu zostajemy przetransportowani busikiem do Krabi. Tam naklejka na pierś( po naklejkach obsługa autobusów wie bez zbędnych słów kogo gdzie załadować) i czekamy na autobus Bangkoku. Wybraliśmy opcję transportu nocą, aby zaoszczędzić na dniu, a dnie pędzą jak szalone, no i przyoszczędzić kasę na noclegu. Do Bangkoku dojechaliśmy ok. czwartej nad ranem z krótką przesiadką w Surat Thani. Wysiadka autobusu była dość brutalna, autobus zatrzymał się w okolicach Democracy Monument, towarzystwo trochę zaspane zostało obudzone głośnymi krzykami obsługi autobusu, a klamoty wywalone bez zbędnej atencji na trawnik.
Noclegu nie mieliśmy zarezerwowanego, także udaliśmy na Khao San w jego poszukiwaniu. Oblukaliśmy ze trzy miejscówki, ale nie uznały one aprobaty naszych pań .Na Khao Sanie pusto tylko wypasione szczury wielkości kotów mają ucztę, dość mało atrakcyjny widok jak na początek. W końcu zalogowaliśmy się na Rambuttri w Four Sons Inn, dokładnie na przeciwko wyjścia z łącznika pomiędzy Khao San i Rambuttri ( za 600 THB/doba ). Do łóżka i spać, bo miasto które nie śpi czeka.