Tak się jakoś dzieje, że miejsca w których kręcono jakiś trochę bardziej znany film stają się atrakcją turystyczną ( patrz: Tunezja " Gwiezdne Wojny", Tajlandia "Niebiańska Plaża" któryś z "Bondów", czy choć swojski Sandomierz z serialu wiadomo jakiego ). W Tajlandii są to mega atrakcje, mega w sensie zagęszczenia liczby zwiedzających na metr kwadrat.
Ale o tym później, najpierw trzeba znaleźć wycieczkę, sprawdzić ceny w trzech miejscach, potargować się i wykupić wycieczkę na Koh Phi Phi co też zrobiliśmy. My na Phi Phi, a towarzysze podróży na "4 Island Tour to Koh Chuak - Koh Mook - Koh Ngai - Koh Maa, bo na Phi Phi już byli i to parę razy.
Rano transfer do Saladan i promem na Phi Phi z drobnymi przygodami, zgasł silnik na promie, paru Tajów to nurkowało wokół śruby to biegło po pokładzie trwało to z pól godziny, ale się udało i dopłynęliśmy do rajskiej wyspy. Kto był ten wie, kto nie był niech czyta, są dwie Phi Phi "Don" i Lee". "Don" to ta do której przybijają promy i na której toczy się życie turystyczne, z kolei "Lee" to ta z niebiańską plażą.
Przybijamy do Don, zostajemy oznakowani naklejkami i skierowani do longtail`a okazuje się, że mamy prawie prywatny tour czyli na łódce dla dziesięciu osób jesteśmy my i para Czechów. Startujemy płyniemy dookoła "Lee" kręcimy się po prawdziwie rajskich okolicach co zdjęcie to widokówka, snurkujemy znajdujemy na dnie tajskie 10 THB, widoki zajebiste. Po tym wszystkim wpływamy do Maya Bay, a tu cóż może nie zagęszczenie ludzi, a łodzi i wszelkiego sprzętu pływającego burzy ten rajski klimat. Taje tak wykreowały to miejsce, że problemem było znalezienie miejsca gdzie można by było dopłynąć do brzegu. Po prawdzie to nawet nie próbowaliśmy, widząc te tłumy nasz kapitan sam zaproponował, że przepłyniemy wzdłuż plaży i do brzegu dopłyniemy trochę z boku na malutką plażę na lancz.
Oczywiście obowiązkowa sesja zdjęciowa połaziliśmy w te i w tamte, wszamaliśmy żarełko, czyli rybka, ryż i owoce. Wracamy na "Don" po drodze zahaczamy o plażę małp, gdzie małpy robią małpie figle. Czyli za coś do jedzenia podchodzą daję się pogłaskać coś ukradną, kogoś złapią za włosy itp. Z tym coś do jedzenia to nie tak hop są tak wybredne, że byle czego do gęby nie wezmą, co im tam ananasy i inne frykasy.
Co im najlepiej smakuje...?
czysta komercja czyli cola i to obojętnie czy coka, czy pepsi, za to dadzą się pokroić.
Lądujemy na "Don" centrum turystyczno-biznesowe mieści się na wąskim przesmyku o szerokości tak ze stu metrów. Walimy na punkt widokowy, widok jak to się mówi zapiera dech... Jeszcze trochę się kręcimy pomiędzy gęsto poupychanymi straganami, jeszcze po szeiku i pora wracać.
Na prom i do Saladan, tam oblany egzamin z angielskiego. Włazimy z promu tam się nas pytają gdzie mieszkamy, więc mówię NATURA beach ( oczywiście w polskiej wymowie ), a Taj się na mnie patrzy jak na idiotę ( a miał chłop rację, idiota ze mnie ) no to potarzam NATURA tak ze trzy razy a on nic, w końcu zdałem sobie sprawę o co cho, i mówię NAJCZER beach no i się dogadaliśmy.
W resorcie zjawiamy się prawie jednocześnie z Jerrym i małżonką.
Przy changu zdajemy sobie relacje z wycieczek i tak mija kolejny dzionek w tajskiej rzeczywistości.
Czy warto:
- na Ko Phi Phi - warto pomimo całej komerchy jak najbardziej warto
- na 4 islands - wg Jerrego warto