Ten wpis powstał dziesięć lat po wyprawie w pamięci zacierają się powoli wspomnienia. Już tak do końca nie pamiętam co było bezpośrednim impulsem wycieczki do jaskini, prawdopodobnie było to info z przewodnika, który namiętnie wertowaliśmy każdego wieczoru. Jaskinia znajduje się nie daleko nas, więc czemu nie. W rodzinnych stronach jedyna "jaskinia " to Groty Mechowskie , ale trudno je uznać za jaskinię w pełnym sensie znaczenia tego słowa.
Dojeżdżamy do miejsca zbiórki wiodą nas tam kierunkowskazy, w punkcie tej atrakcji oprócz jaskini można pojeździć sobie po dżungli na słoniu, a także dojechać na słoniu do wejścia do jaskini. Ponieważ znajduje się ono w lesie-dżungli. Ze słonia rezygnujemy, płacimy wstęp dostajemy czołówki i idziemy krótkim spacerkiem do jaskini. Wejściem jest niepozorny otwór w ziemi wciskamy się przez niego do środka. Trochę się wspinamy, trochę czołgamy, trochę na czworka, trochę w kucki dochodzimy do dużej komory, która podczas pory deszczowej do pewnej wysokości jest zalana wodą. Obecnie można tu przejść suchą stopą, spotykamy pająki, jaszczurki, śpiące nietoperze nie powiem robi wrażenie być może dlatego, że ostatni raz w jaskini to byłem ze trzydzieści lat temu.
Czy warto ?
Na pewno warto, trzeba tylko wziąć pod uwagę pomimo, że to tylko godzinka to jest dość męczące doświadczenie ze względu na warunki ciepło, duszno i wilgotno. Brudno i dość męcząco wyszliśmy w innym niż weszliśmy mokrzy tak jakbyśmy się wykąpali w ubraniach.
Na skuterki i do resortu, później wyskok do Saladan na popas i zakupy, gdzie zeszło nam do wieczora. Powrót już po zmroku, chang wymiana wrażeń i lulu.