Wieczorem padnięci zasnęliśmy snem sprawiedliwego.
Rano niespieszna pobudka, na śniadanie do Restoran Yusoof Dan Zakhir za jedyne 15 zł od dwóch osób za roti, thosai i chicken tandori. Później ruszamy trasą zwiedzania opracowaną na podstawie szperania po sieci. Dzięki uprzejmości rodaczek będących na wysuniętych placówkach południowo-wschodniej Azji, a w szczególności
http://zuinasia.com/ mapa zapisana w nawigacji i wio w drogę. Zwiedzanie przy pomocy nawigacji to jednak nie najlepszy pomysł słońce świeci na ekraniku mało co widać, co chwilę " aktualizuję trasę ". Na całe szczęście większość atrakcji jest w zasięgu buta, tak też spacerowaliśmy od punktu do punktu , czasami kręcąc się w kółko, po drodze zaopatrzyliśmy się w tradycyjną mapę, aby mieć orientację co do kierunku. A odwiedziliśmy:
Central Market Kuala Lumpur - trudno nie wejść, skoro obok naszego hotelu
Dataran Merdeka - skwer z barrrrdzo wysokim masztem
Flea Market Petaling Street - chinatown, królestwo podróbek
Sri Ganesar Temple - mała, ale bardzo barwna świątynia hinduska
Sin Sze Si Ya Temple
Sri Mahamariamman Temple - trafiliśmy akurat na ślub
National Mosque - tylko z zewnątrz
Butterfly Park KL - w sumie nie warto, bilet wstępu dla nas droższy niż dla malezyjczyków
Kl Bird Park - wstęp 55 MYR, dość drogo, ale warto.
Spacerek w pełnym słońcu trochę męczący, więc wróciliśmy do hotelu taksówką, na obiad poszliśmy chinatown food center, gdzie wszamałem fasolkę wężową w sosie ostrygowym i popiliśmy piwem ( duże 0,6 za 14,5 MYR. najtaniej jak znaleźliśmy ).
Po południu uskuteczniliśmy spacerek do Petronas Tower, gdzie obowiązkowa sesja zdjęciowa i krótka wizyta w centru handlowym, które się znajduje u podstaw wież. Sklepy od super luksusowych do zwykłych sieciówek.
Przy okazji zapoznałem się z firmą Fendi- torebki, do tej pory żyłem w świadomości że LV jest najdroższym producentem torebek, ale moja wiedza wzbogaciła się w tym temacie. Za namową małżonki weszliśmy do sklepu zobaczyć, a ileż to może kosztować taka torebeczka, uprzejma pani torebkę podała, torebka jak torebka zwykła taka, a cena jej ukryta w środku. Zaglądamy do środka, cena tak ze 4 tys. PLN wrażenia nie robi, obok stoi sobie torebeczka wielkości portfela, zobaczymy a po ile to cudo no i tu zdziwienie spore bo to cacko chyba dla lalek kosztuje 10900!!1 PLN i tak poznałem firmę FENDI. Torebeczkę delikatnie oddałem pani, aby przypadkiem nie uszkodzić, a nuż kazali mi by kupić i budżet wycieczki przepadłby z kretesem. Taxi do hotelu, kąpiel w basenie na dachu, brązowe krople na sen i dzionek z minął.