Na wędkowanie Jerry umówił się na dzień dzisiejszy startuje o 12.00.
Więc rano relaksik, plaża jak zwykle pusta jest tylko dla nas, później nadrabiamy zaległości w lekturze.
Jerry startuje na ryby, a my udajemy się na eksplorację wyspy w najbliższej okolicy. Odwiedzamy buddyjską świątynię, która charakteryzuje się tym że główna świątynia jest na wybrzeżu, a sala modlitwy znajduje się na morzu dokąd można dotrzeć pomostem. Na brzegu znajduje się także pokaźna statua buddy. Miejsce jest celem licznych pielgrzymek mnichów, co akurat mogliśmy zaobserwować, mnichów na wyspie było sporo, mieszkali oni dookoła świątyni w namiotach, jedyni przyjeżdżali inni wyjeżdżali ruch spory.
Odwiedziliśmy też Coffee & Resort resorcik w środku lasu oferujący domki, zarąbistą kawę i lekcje yogi, widać było że biznes dopiero się rozkręca, wyglądało zachęcająco dla nas miało tylko jedną wadę do plaży kawałek, ale tak nie wiem czy byśmy nie zmienili miejscówki.
Koło 16 z połowów wrócił Jerry z sukcesem złowił ponad metrową barakudę, na 18 mamy kolację u rybaka ( gdyby ktoś chciał wędkować na Koh Phayam to polecamy należy pytać o Fisherman'a). Kolacja się udała żona rybaka przygotowała nam połowę ryby ( drugie pół dla rybaka ) z grilla na słodko-kwaśno i w sosie pieprzowym, najedliśmy się to połówką we czwórkę, że tak powiem po pachy.
I tak niepostrzeżenie dzionek zminął.