First class bus planowo, czyli o piątej rano dojeżdża do bus terminalu w Ranong, wysiadamy średnio wyspani, w moim przypadku można mówić bardziej o letargu niż śnie. Mimo, że miejsca leżące to moje 1,86 m wzrostu nie pozwalało ułożyć się inaczej niż w pozycji embrionalnej.
Wysiadamy naklejamy stickery i nic, czekamy, znowu czekamy, mija godzina, panie już zniecierpliwione, zaczyna świtać i nic, poznaliśmy już wszystkie zakątki terminalu, przeczytaliśmy wszystkie ogłoszenia z których dowiedzieliśmy się, że First class bus normalnie kosztuje 635 THB, ale obecnie jest promocja i można kupić bilet za 517 THB.
Około 7 otwierają się kasy pytamy się jak możemy zarezerwować bilet powrotny ( nie wiedzieliśmy jeszcze kiedy będziemy wracać), uprzejmy pan mówi wystarczy zadzwonić dzień wcześniej i zrobić rezerwację, a za bilet zapłacić przed odjazdem.
Parę minut po siódmej podchodzi do nas pani i zabiera nas do swojej kafejki o nazwie Kiwi Orchid i mówi nam, że podjedzie po nas bus a do tego czasu możemy posiedzieć sobie u niej i proponuje nam kawę, tajską kawę, którą polecam wszystkim którzy znajdą się na dworcu autobusowym w Ranong. Kafejka jakieś 200m od dworca z szybkim WiFi za free.
Busik podjechał zawiózł nas na koh phayam pier i tam znowu czekanie na slow boata ( slow boat 200 THB, speedboat 350 THB ), wypływamy o 9 i po 2 godzinach wysiadamy na Koh Phayam, dalej taxi motorbikową za 50 THB ( tablica z opłatami w zależności od lokalizacji do jakiej się udajemy stoi przy postoju, także naciągactwa nie ma ) i po chwili lądujemy w naszym resorcie.
Jesteśmy w
http://www.ppland-heavenbeach.com, jak pisałem wcześniej opłaciliśmy rezerwację za trzy doby z góry, teraz przyszło nam skonfrontować opinie i opisy z www. z rzeczywistością, wyszło nie najgorzej.
Mamy Family Beach Front Bungalow czyli podwójny domek 20 metrów od linii brzegowej, z widokiem na morze, jesteśmy chyba jedynym resoretem po wschodniej stronie wyspy. Domek już trochę nadgryziony przez czas, ale generalnie ok. jest łóżko, moskitiera, wiatrak i łazienka z natryskiem bez ciepłej wody, natrysk z ciepłą wodą dostępny w budynku recepcyjno-restauracyjnym i przy basenie w pomieszczeniu mini siłowni.
Resort nie przyjmuje rezerwacji dla rodzin z małymi dziećmi ( dopiero od 14 roku życia ) cicho spokojnie i pusto mimo, że większość domków jest zajęta, na plaży tylko my i jeszcze jedna para. Zaliczamy pierwszą kąpiel w morzu andamańskim i wybieramy się do centrum. Z buta zajęło nam to jakieś 10 minut. Centrum (okolice nabrzeża przy którym cumują statki dowożące towary i ludzi na wyspę) także puste, połowa knajpek pozamykana. Wysoki sezon, a tu pusto, rozglądam się za centrum nurkowym są dwa, ale żadne z nich nie oferuje jednodniowych nurkowań, oferują natomiast safari nurkowe minimum 4-dniowe do Birmy ceny jak dla mnie wysokie. Pytamy się o knajpkę z owocami morza w końcu jesteśmy na wyspie, zostaje nam polecona knajpka Chalee Sefood, która okazała się godna polecenia.
Wracamy do naszego resortu i snujemy plany na dzień jutrzejszy opróżniając zapasy ze strefy wolnocłowej.
Jak pisałem w poprzednim wpisie za transfer z Bangkoku do Koh Phayam zapłaciliśmy 1500 THB/osoba , a jak można policzyć gdybyśmy trochę się wysilili koszt mógłby się zamknąć w kwocie ok. 800 THB.
Od strony przystani wyspa wygląda na senną i ospałą wliczając w to nasz miejscówkę, ale to nam pasuje.
Z mapy wynika, że większość resortów znajduje się po drugiej stronie, jutro to sprawdzimy.