Jestśmy w Bangkoku!
Można by sparafrazować, znane kiedyś na ćwierć Polski zawołanie. Odprawa imigracyjna, odbiór bagaży, wymiana na lotnisku paru dolarów na baciki i za 300 THB ( na łeb po 75) jedziemy taksówką na Rambuttri, jestśmy przed 12.00 w hotelu, a do pokoi wpuszczą nas dopiero o 14:00 więc wypuszczamy się na miasto ( Rambuttri i Kao San ot całe miasto, jak na tą chwilę).
Jesteśmy dokładnie równe 2 lata od ostatniej wizyty trochę się zmieniło, zniknęły stoiska z ulicy na Kao San i został przywrócony ruch samochodów, poza tym sprzedają prawie to samo badziewie co 2 lata temu. Pod Thai smakuje tak samo czyli wyśmienicie, no i oczywiście Tom yum, którą prawie ( tu muszę się pochwalić) robię prawie jak tajowe, udaje mi się zaopatrzyć we wszystkie świeże składniki łącznie z liśćmi limonki kaffir, którą 2 lata mam na parapecie wychodowaną od nasionka. Wracamy logujemy się w hotelu New Siam Riverside, krótki przerywnik na odświeżenie się i z powrotem penetrujemy bliższe i dalsze okolice. Na koniec dnia siadamy w knajpie przy Rambuttri na red snapera i changa jednego, drugiego.... i tak minął dzień pierwszy.