Parę słów na temat szpitala, który stał się naszą niechcianą miejscówką na Filipinach.
Jak pisałem poprzednio nie gorszy niż w Polsce, nie mogę złego słowa powiedzieć na temat opieki, niech tam sobie jest przerost zatrudnienia w tych trudnych chwilach robili wszystko, aby nam ulżyć i choroba minęła jak najszybciej.
Przy przyjęciu został wręczony tzw. "admissions kit" w skład którego wchodziły: termometr elektroniczny, mały ręcznik, grzebień, szczoteczka i pasta do zębów, sztuce, kubek, płyn do dezynfekcji, mydło. Aadmissions kit jest bezzwrotny.
Można było wybrać sobie dietę od wyznaniowej do wegańskiej.
Leczenie dengi polegało głównie na leżeniu, pompowaniu kroplówką i ewentualnym zażywaniu środków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych, no i oczywiście badaniach krwi w celu stwierdzenia przeciwciał, ilości leukocytów i poziomu płytek krwi.
W ciągu dnia pojawił się pan doktor i tłumaczył co i jak.
Pokój był wyposażony w klimatyzację i odbiornik TV, który stał się naszym centrum rozrywki.
Z naszymi towarzyszami podróży ustaliliśmy, że nie ma sensu aby czekali na poprawę zdrowia, tylko kontynuowali podróż zgodnie z planem, czyli jechali do El Nido i znaleźli "accommodation" , a my jak zdrowie pozwoli dojedziemy, a jakby co, to się z smsujemy.
I tak minął dzień szpitalny pierwszy.
Nie wiemy jak długo pobyt będzie trwał, wg wujka google gorączka powinna ustąpić po czterech dniach.
Promesy do podziemnej rzeki uzyskane, my zostajemy w szpitalu, gorączka zaczyna powoli mijać, ale obawy o zdrowie pozostają.
A druga połowa ekipy jedzie jutro rano do El Nido.