Ponieważ transport do Ao nang samochodem, wychodził koszmarnie drogo ok. 3000 THB, postanowiliśmy podróżować transportem publicznym, czyli autobusem z Takua Pa do Krabi bilet 150 THB od osoby. Z hotelu na dworzec autobusowy, trzeba było dotrzeć jednak taryfą za 500 THB.Wstajemy raniutko aby zdążyć na 10.00, jesteśmy pół godziny przed czasem, chcieliśmy jeszcze zjeść śniadanie przed wyjazdem. Panowie się posilili pad thaiem za jedyne 30 THB za porcję w przydworcowej jadłodajni, panie zrezygnowały z posiłku ze względów sanepidowskich (rzeczywiście nawet jak na Tajlandię było trochę hardcorowo, ale smacznie i nie było żadnych konsekwencji żołądkowych ). Autobus oczywiście spóźnił się dobre pół godziny, wyglądał jakby miał się rozpaść, ale podróż przebiegła całkiem znośnie ok. 14.00 dojechaliśmy do Krabi, do Ao nang zostało jeszcze parę kilometrów. Na dworcu autobusowym obskakują nas naciągacze (jak w większości miejsc turystycznych w Tajlandii), proponując mam transport do hotelu. Do hotelu dojeżdżamy songthaew, meldujemy się i ruszamy na rozpoznanie okolicy. W samym Ao nang plaża wygląda niezbyt zachwycająco, krótka ( choć długość plaży zależy od przypływów) twardy piach brudno, samo miasteczko pełne turystów, gwarne i tłoczne jak Władysławowo w pełni sezonu. Wypiliśmy po parę chang-ów, skorzystaliśmy z fish spa ( później przeczytałem gdzieś, że lepiej z tym uważać, ponieważ HIV i HCV nie śpią, ale czy to prawda nie wiem, czy przez moczenie nóg w tj samej wodzie można się zarazić ), zaliczyliśmy masaż i posiedzieliśmy w barze na kółkach, no może nie na kółkach - przy chodniku gościu zaparkował pick upa, w którym na pace miał pojemniki z browarem w lodzie, a na chodniku stały plastikowe krzesełka za siedziska służyły także pobliskie schody. Duży chang kosztował 60 THB towarzystwo mocno międzynarodowe od szwedów poprzez izraelczyków do gości z Australii. I tak przy piwku minął spokojnie i miło wieczór.