Resort Klong Prao jest przy plaży o tej samej nazwie. Plaża ładna, można by rzec taka bałtycka piaszczysta z łagodnym wejściem do wody. Temperatura wody już nie bałtycka ciepło i o dziwo cieplej niż przy poprzedniej miejscówce, a to tylko kilka kilometrów od siebie. Sam resort to już bardziej hotel all inclusive niż przytulny tajski resorcik ,tak coś pomiędzy. Spora stołówka na której serwowane są śniadania w wydaniu all dużo, rozmaicie i w miarę smacznie. Ja gustuję w tajskiej zupce, czyli bulionik do którego dobiera się dodatki zieleniny, ryby, tofu, skórek wieprzowych, kawałków kurczaka, itp., a tych dodatków ze dwadzieścia.
Narodowości gości to głównie Rosjanie, Polacy, Niemcy i jeszcze parę mniejszości.
Zagadka skąd pochodzą Ci goście. Na śniadaniu pan z grubym złotym łańcuchem na szyi (w slangu zwany neta) zegarek podobnież złoty ubrany w spodenki i koszulkę znanych marek sportowych, pani w sukni wieczorowej i lekko wyzywającym makijażu, a na stoliku butelka wina.
Dzień minął leniwie leżak, książka, spacer, kąpiel, coś zjeść, 7eleven, chang, leo, singha.
Po południu wizyta w centrum nurkowym, które znajduje się zaraz tuż obok hotelu przy głównej drodze Chang Diving Center i zaklepanie sobie nurkowania na dzień jutrzejszy.