Po ponad dwunastu godzinach lotu, ni to na jawie, ni to we śnie lądujemy w Warszawie. Trochę zaniepokojeni co się w kraju dzieje, wyglądając procedur korona-wirusowych. A tu nic, żadnych pomiarów temperatury, żadnych kart lokacyjnych, nic zero, nul.
Skanowanie paszportów i jesteśmy na Okęciu. Szukamy naszej bramki bo dosłownie za trzydzieści minut mamy mieć wylot do Gdańska. Lot jednak jest opóźniony i mamy czas na spokojny transfer. Na Okęciu w porównaniu do Changi, żadnej gorączki Covidowej nie widać, jest parę osób w maseczkach, ale większość bez. Lot opóźniony z powodu awarii samolotu. Do Gdańska dolecieliśmy my i nasze bagaże bez problemów. Na parking po auto i do domu.
Z firmy telefon „wiesz, a może byś popracował trochę home-office, generalnie to możesz być w robocie, ale ludzie się boją” ( na ten czas w Polsce brak potwierdzonych zakażeń ). Jak dla mnie nie ma problemu i tak pierwsze dni to będzie przekopywanie się przez maile, kontrola zadań itp. A swoją ekipę mogę nadzorować zdalnie. I tak po trzech tygodniach urlopu będę siedział jeszcze dwa w domu. No nie siedział, pracował. No nie powiem jakiś kaszel mam, ale jak to mówi nasz domowy guru medyczny to tylko zwykła starcza suchość gardła, a na tym to Ona się zna.
Siła sugestii działa kaszelek jest, zamiast dokończyć wpisy na blogu to sprawdzam na ile jest prawdopodobne, że mogliśmy złapać wirusa. W Indonezji zero zarażeń, jest jedno na Bali, ale ponoć zawleczone z Anglii, pacjentka niestety zmarła. Szczerze mówiąc to danym indonezyjskim za bardzo nie ufam, ale niech będzie, mimo to zakażenie tu raczej odpada. Kuala Lumpur, także raczej nie, choć trafiłem na info o wielkim ognisku Convidowym w trakcie zgromadzenia religijnego na opłotkach miasta. Które trwało podczas naszej bytności tam. Wydarzenie nazywa się „ Tablighi Jamaat”, a miało miejsce w Sri Petaling. I rozsiało one zakażenie po Malezji, Indonezji i Singapurze. Mało prawdopodobne abyśmy mieli styczność z pielgrzymami gdy my wylatywaliśmy z Malezji wydarzenie jeszcze trwało. Podczas lotu powrotnego do Warszawy chyba też nie bo byłoby jakieś info, że komuś się przytrafiło w samolocie.
Także przyjmijmy, że to suchość gardła. Można podsumować nasz wyjazd. Jednym zdaniem to był jeden lepszych, jak nie najlepszy nasz wyjazd.
Zakwaterowanie
Singapur – dość drogo ( jakieś 240 PLN/doba bez śniadania ) hotel sieci 81 Gold warunki ok, ale pokój maciupki i zero akustyki, zalety parę minut spacerkiem od stacji metra i kupa jadłodajni w okolicy.W gratisie denga szalała w okolicy.
Togiany - Kadidiri Paradise i Sandy Bay ( oba około 200 PLN/doba z pełnym wyżywieniem) w tym pierwszym duże, przestrzenne domki, kiedyś eleganckie teraz jeszcze znośnie, ale czas zrobił swoje powoli się sypią.Trzy posiłki woda, kawa, herbata do woli w pakiecie od 17 do 19 happy hours. Prąd do 23.00 potem nie ma nawet wiatraka, woda ledwie płynie z kranu. Albo cywilizacja, albo w miarę dziewicza okolica wybór należy do Ciebie.
Druga lokalizacja nazwijmy ją „raj na wyłączność” warunki to domki kempingowe z PRL lata osiemdziesiąte, z wodą lepiej z prądem tak samo jak poprzednio. Domki mniejsze w nocy parno, duszno i wilgotno, spać ciężko. Okolice przyrody przepiękne. Spokojnie, leniwie pełen chillout.
W obydwu miejscach brak zasięgu komórkowego, brak Internetu.
Tentena – Victory hotel, tanio ze śniadaniem, warunki takie sobie może na jedną gwiazdkę jest Internet, jest ciepła woda bez ograniczeń. Trochę spartańsko na jedną noc nie więcej. Jest lodówka z piwem.
Rantepao - Rosalina homestay proste pokoje z wiatrakiem, śniadanie w cenie skromne, ale zjadliwe. Trochę głośno od ulicy, piwo tańsze niż w sklepie. Ogólnie pozytywnie.
Kuala Lumpur - Pacific Express Hotel wg mnie nie warto ( około 100 PLN/ doba pokój bez okien i śniadania ), hotel wymaga remontu, trzy lata temu basen i siłownia na dachu robiły wrażenie. Teraz już nie, największy plus to lokalizacja z buta dojdziesz do Chinatown, Bird Park, meczetu Masjid Negara, placu Dataran Merdeka i przy samym Central Market Kuala Lumpur.
Noc na promie dla odważnych, spokojnie idzie się przespać – kajuta wynajęta od załogi. Ale można bardziej integracyjnie w klasie ekonomicznej lub biznes, nie to nic wspólnego z klasami nam znanymi są to noclegi integracyjne.
Gorontalo - Hotel Amaris trudno powiedzieć takie sobie śniadanie i trzy godziny snu tylko, ocena znośny, okolica nic ciekawego.
Środki transportu.
Linie lotnicze LOT dreamliner nic do zarzucenia bardzo przyzwoicie.
Linie lotnicze LionAir i Batik sam lot bez zastrzeżeń, ale zmiana wylotu i cena biletu wielki minus. To nie są tanie linie.
Linie lotnicze AirAsia – przyzwoicie.
Prom Tuna Tomini luksusy to, to nie są, ale idzie wytrzymać.
Szybka łódź z Togianów do Ampany nieoczekiwanie bardzo przyzwoicie.
Nocny autobus z Rantepao do Makassar prawie luksusowo.
Transfer samochodowy z Ampany do Tenteny – lekki hardcore, jeśli chodzi o bezpieczeństwo.
Transfer samochodowy z Tenteny do Rantepao – nudno, długo, tyłek boli, ale bezpiecznie.
Jedzenie.
Indonezja to dla nas ryż, ryż jeszcze raz ryż, ryżu dostatek ( i zapach Duriana, który serc tzn. żołądków nam nie podbił) . Poza tym warzywa, owoce i ryby czyli całkiem zdrowo. Tajlandia to, to nie jest, ale glutaminianu sodu też nie ma.
Malezja i Singapur tak się złożyło, że trafiło na kuchnię hinduską, nany, roti i inne murtabaki smacznie. No i pierożki Din Tai Fung – rewelacja.
Walory poznawcze.
Czasy Tony Halika minęły, dziewicze rejony nie są dla nas za bardzo dostępne, brak czasu i pewnie kasy.
Ale, ale przyroda nas powaliła i to ta naziemna, jak i podwodna. Rozpisywać się nie będę, bo jak już wspominałem daru pióra nie posiadam. Byliśmy poza sezonem ludzi mało, widoki przecudne styk z inną obyczajowością frapujący. I to pomimo świadomości, że to trochę komercja turystyczna.
Nurkowanie najlepsze w moim życiu.
Zdrowie.
Dzięki bogu, nie musieliśmy sprawdzać jak działa indonezyjska służba zdrowia, ale z wywiadu przedwyjazdowego, wiemy że mogło być różnie, raczej słabo. Polisy oczywiście wykupione, my jak zawsze w PZU. Do tej pory tylko raz korzystaliśmy z polisy i nie było najmniejszych problemów. Nie jest to kryptoreklama. Przed wyjazdem upewniliśmy się tylko czy nie jakiś ograniczeń w związku z coroną, nie było. O Malezję i Singapur się nie martwiliśmy bo tam opieka zdrowotna, nie wiem czy nie ma się lepiej niż w Polsce.
Malaria pomimo zapisów, że na obszarze Sulawesi istnieje potencjalne niebezpieczeństwo profilaktyki nie stosowaliśmy. Malarone mieliśmy ze sobą, ale nie używaliśmy. Z rozmów z Indonezyjczykami wynikało, że przez kilka ostatnich lat nikt nie słyszał o przypadkach zachorowania. Wg. moich informacji wyszperanych w necie Singapur i Kuala Lumpur są wolne od malarii.
Denga tego się obawialiśmy w Singapurze. Od początku tego roku stale rośnie poziom zachorowań w tym mieście mimo, że walczą z tym wirusem od lat. Także repelenty i jeszcze raz repelenty, jak pisałem mamy nieciekawe doświadczenia z ta chorobą.
Covid 19, tego się obawialiśmy przed wyjazdem, ale w trakcie już nie bardzo. Jak przylecieliśmy do Singapuru to mieli 44 potwierdzone zakażenia, a jak wylatywaliśmy to 104 w porównaniu do dengi to pikuś. W Indonezji dyskretna kontrola temperatury na lotnisku, karta lokalizacyjna i stewardesa ze sprayem w samolocie. Na wyspach zero słuchu o wirusie, ale ludzi za wiele tam nie było. W Toraja pojawiły się obawy ludzi o brak turystów, których wirus zatrzyma w domu, jak wiemy niestety to się spełniło. W Kuala Lumpur w tym czasie za bardzo się jeszcze wirusem nie przejmowało. W Polsce jeszcze też nie.
Wróciliśmy cali i zdrowi, po dobrym tygodniu od powrotu znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości.
Co dalej, kiedy wyjedziemy następny raz, nie wiadomo pożyjemy zobaczymy.
Zdrowia wszystkim życzę.