Dzień jak co dzień pobudka o 9:00 śniadanie w Pink Kangaroo Cafe. Miejsce to namierzyliśmy wczoraj jeżdżąc to w tę, to w tamtą po wyspie zaintrygował nas bilbord przy drodze przedstawiający różowego kangura z napisem real coffee. Jerry jako znany znawca i smakosz kawy nie mógł odpuścić takiej okazji, tym bardziej że cały czas ma problem, aby napić się dobrej. Chciałby się napić dobrej czarnej kawy, a tu dotychczas mu oferują lungo, americano i inne wynalazki. No to spróbowaliśmy i smakowało wprawdzie nie piliśmy zwykłej czarnej, ale po wietnamsku. Jak smakowało to postanowiliśmy sprawdzić ich ofertę śniadaniową.
Śniadanie smaczne, no może niezbyt obfite, ale smaczne i widać, że przygotowane i podane powiedzieć, że z miłością to trochę pompatyczne, ale z przejęciem i starannością na pewno. Ja skonsumowałem mango sticky rice, jeśli piszę niezbyt obfite to powiem, że ryżu miałem w ilości gałki lodów. Błąkając się po blogach, gdy natykam się na hasło mango sticky rice, to czytam peany na temat jako to poezja smaku, niebo w gębie, a ja się pytam, gdzie nasz patriotyczny ryż zapiekany z jabłkiem, cynamonem i śmietanką, no pytam się. I prezes się pyta, swego nie znacie cudze chwalicie (-:.
Potem nadszedł czas taplania się, smażenia i tego typu rozrywki, obiad tam, gdzie zawsze. I tournée po wyspie w celu zakupu biletów do Bangkoku. Polska mentalność nie pozwoliła nam na zakup resorcie nie damy zarobić żabojadowi, a niech mu nasza krzywda... Biur wzdłuż głównej drogi, w których można kupić bilety sporo ceny wszędzie takie same. Bilety do Bangkoku zakupione w cenie 1750 tajskich batów (w tym 50 THB rabatu) za dwie osoby. Startujemy w sobotę o 8:00 rano spod resortu o 16:30 powinniśmy być w Bangkoku.
Leniwy dzień toczy się i powoli dobiega do końca. Słońce mojego życia poddaje się zabiegowi masażu tym razem pod tytułem “barki ramiona” a ja sobie siedzę w restauracji Goodview Resort and Coffee oglądam piękny widok, popijam piwko i mam deja vu, tak zgadliście jak trzy lata temu.