Z samego rana transfer na łódź “MV Similan Quest” kotwiczącej przy wyspie nr.8 a potem Turtle rock, Christmas point, i nocne nurkowanie przy Donald duck rock generalnie zarąbiście zajebi…., ale było też trochę strachu.
Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło, jak to mówią zawsze musi być ten pierwszy raz, mianowicie wynurzenie awaryjne. Żeby nie przynudzać postaram się opisać zwięźle. Nurkowanie nocne frajda zajebista co tu dużo pisać nurkujemy, podziwiamy, trochę walczymy z prądem wszystko fajnie powietrze się w butli kończy mamy 50 i poniżej, a divemaster dalej nas ciągnie trochę zdziwieni my za nim. Nagle wypływając zza skały wpadamy w silny prąd, najsilniejszy w moim życiu. Moje 50 w butli zmienia się wciągu kilku chwil w 20 macham płetwami jak tylko potrafię i stoję w miejscu. Daję znaki że mam problem, ale wiem że się nie wrócą bo mają ten są problem. Chwilka paniki potem mówię spokój nie jesteś głęboko powietrze jeszcze masz zawsze możesz wyskoczyć jak spławik, a łódź jest niedaleko. Wiedząc że nie dam rady dysząc jak po maratonie wynurzam się. Na powierzchni rozglądam się za resztą patrzę po powierzchni szukam światła pod wodą nie widzę, jednak po chwili są wynurzają się. Mi zostało w butli 10 Jerzemu udało się prąd przepłynąć płynąc brzuchem po dnie, ale wydmuchał wszystko gdy poczuł, że ma pusto poszedł do góry, jacekt musiał już nadmuchać sam.
Po tej przygodzie nie pozostało nic innego po piwku i spać. Jutro przed śniadaniem pierwsze nurkowanie na Koh Bon.
W tym samym czasie kilkadziesiąt kilometrów dalej reszta grupy odnalazła drogę na plażę, a także skorzystała z możliwości darmowej podwózki na plażę z resortu.