Do Krabi dolecieliśmy z niewielkim opóźnieniem, lecieliśmy dużym szerokokadłubowym Airbusem tylko do połowy wypełnionym. Dostaliśmy mega spring rolla, a może bardziej warpsa nie ważne co ważne, że o smaku w tajskim stylu, czyli czuć trawę cytrynową, papryczkę chilli, limonkę kaffir, mleczko kokosowe, no to jesteśmy w Tajlandii.
Na lotnisku w Krabi zostaliśmy osaczeni przez naganiaczy oferujących transport, zaczynamy oczywiście od ceny 2100 THB za privet taxi, na Lantę, później 500 THB od osoby za busa skończyło się na 350 THB, no to jedziemy ( na Lancie bez targowań w każdej agencji turystycznej jest cena 300 THB od osoby z Lanty do lotniska Krabi ).
Podróż do naszego resortu niestety się przedłużyła, na przystani promowej staliśmy dobre 1,5 godziny w oczekiwaniu wjazdu na prom taka była kolejka, aż dupa bolała.
W końcu dotarliśmy do Lanta Khum Resort, tu już bez problemu dostajemy domek, zostawiamy graty i lecimy na plażę, później do Pinky restaurant obok naszego resortu na Tom Yum i changa, tak jesteśmy na wakacjach.
Lanta teraz to już trochę inna Lanta niż ta z sprzed 6 lat dużo, dużo więcej zabudowań przynajmniej wzdłuż głównej drogi.
My się stawiliśmy zgodnie z planem w punkcie zbornym wycieczki czekamy na resztę mają być jutro około południa.