Czwarty raz w Bangkoku, a nigdy się nam nie udało trafić z wizytą w weekend, tak aby zobaczyć targ weekendowy zwany Chatuchak, ale tym razem miejsce znane z wielu wpisów i opisów dane nam będzie odwiedzić osobiście.
Dzień jak co dzień, z małą niespodzianką pani w recepcji informuje nas, że nie musimy się przenosić do pokoju "standard" na tę ostatnią noc możemy zostać w pokoju "riverside" za cenę pokoju standard.
Śniadanie w hotelu, potem już znaną trasą na przystań nr.13 Phra Arthit łodzią orange flag do przystani nr.0 Sathom skąd po schodkach na przystanek BTS S6 Saphan Taksin do przystanku CEN Siam gdzie przesiadamy się z linii Silom Line na linię Sukhumvit Line i jedziemy do końca, czyli przystanku N8 Mo Chit. ( bilety: BTS 42 THB, orange flag 15 THB )
Spacerkiem 300 m i jesteśmy na Chatuchak.
Straganów ilości niezliczone, asortyment wszelakiej maści i jakości, co kupiliśmy - jakieś łaszki, torebeczki bzdety i bzdeciki, ja nabyłem nasiona bazylii tajskiej, bazylii holly i papryczki chilli bird eye, będzie zabawa w ogrodnika ( update 2015-07-07 papryczki już się czerwienią, bazylie jakoś średnio mi się udają ).
Na targowisku są kantory, także jak komuś kasy zabraknie to wymieni, a na jednym z krańców targowiska znajduje się część żywieniowa
Czy warto?
Dla mnie warto - typowy straganiarski folklor, asortyment od szczeniaków do sztuki użytkowej.
Powrót tą samą drogą tylko w odwrotnym kierunku.
W jednej z licznych agencji turystycznych kupujemy bilety na busa, który powiezie nas lotnisko w dniu jutrzejszym.
Później siadamy w naszej knajpce na rambuttri sączymy changa i przyglądamy się kolorowej rzece turystów, wędrowców, backpackerów i wszelkiego rodzaju dziwaków z całego świata, których Bangkok ściągnął do siebie.
I tak się kończy dzień 13 przedostatni naszej podróży.