Jedziemy na Santosę,
Wyspa w Singapurze, którą zamieniono w park rozrywki. Dojeżdżamy metrem ( metro mamy opanowane )do stacji kolejki linowej ( cable car ) kupujemy bilet w pakiecie z akwarium i show o piratach.
Wrażenia - takie sobie - akwarium reklamowane jako największe na świecie, może być nie powala na kolana, show takie sobie, generalnie wyspa robi wrażenie, tak jak to wyczytałem w blogach innych geoblogowiczów sztucznej i robionej atrakcji na siłę.
Na wyspie spędziliśmy pół dnia, dalej w planie były spacerek po Orchard Road.
Znowu metro, ale tym razem niespodzianka brak zasilania, zorganizowana jest darmowa komunikacja zastępcza autobusami miejskimi.
Organizacja tej komunikacji zasługuje na najwyższe uznanie, ilość sił i środków zaangażowanych, a także sprawność mogą budzić podziw.
Bez problemów i za free, choć trwało to dłużej niż metrem dostaliśmy się tam gdzie mieliśmy.Krótki spacer wzdłuż galerii ekskluzywnych butików znanych firm ( Armani, Prada, LV i takie tam), następnie obiad i wracamy do hotelu, pakujemy graty i wio na lotnisko.
Krótko po północy mamy lot do Cebu, tym razem trafiamy bezbłędnie do stacji metra i docieramy na lotnisko. Odprawa podczas której zważono nam bagaże podręczne (pierwszy raz podczas dotychczasowych podróży po Azji) i oznaczono naklejkami bagaż kabinowy, które później skrupulatnie kontrolowano przy przejściu do terminalu odlotów.