Dziś się rozstajemy nasi towarzysze podróży lecą Chang Rai i potem dalej do Laosu, a my zostajemy jeszcze jeden dzień w Bangkoku, a następnego wracamy do domu. Początkowo mieliśmy wylatywać z Bangkoku razem my do Moskwy i dalej, a oni do Chang Rai i dalej, ale przez przesunięcie naszego lotu powrotnego zostajemy jeden dzień dłużej.Rano żegnamy się, życzymy sobie spokojnych lotów odprowadzamy ich do busa jadącego na lotnisko za 100 THB od osoby. My spokojnie idziemy na śniadanko, które spożyliśmy na hotelowym tarasie, słonko ładnie świeciło, było przyjemnie posiedzieliśmy trochę dłużej niż zwykle. Wracamy do pokoju patrzę na telefon, a tam jedenaście nieodebranych połączeń i dwie wiadomości, ciśnienie skoczyło mi do granic wytrzymałości moich tętnic, coś takiego nie wróży nic dobrego. Otwieram wiadomość, a tam "nasze żony mają pomylone paszporty, bierz paszport, łap taxi i dawaj na lotnisko".No to ja biorę paszport wyskakuję przed hotel łapię taxi i tym razem bez targowania, ale „by meter” grzejemy na lotnisko do odlotu została godzina i parę minut, marne szanse, ale nóż, widelec może się w międzyczasie próbuję się do nich dodzwonić, ale... . Tu mała dygresja, mamy telefony w różnych polskich sieciach ( orange, plus ), ale dodzwonić się w Tajlandii poprzez roaming, prawie niemożliwe, SMS dochodzą bez problemów.Po paru próbach dodzwoniłem się, mówię że pędzę. Dojechałem na 10 min przed odlotem, ale było już za późno. Nie pozostało nic innego jak kupić bilety na następny lot, po południu ( prze bukować nie można, bilety kupione w promocji). Żeby nie kwitnąć ładnych parę godzin na lotnisku wracamy wszyscy razem do hotelu.Dlaczego zostały pomylone paszporty, ano podczas meldowania się w hotelu podawaliśmy paszporty parami, do skopiowania i parami zostały nam oddane, ale widocznie podczas kopiowania zostały zamienione przez recepcjonistę ( jedna blondynka, druga też blondynka, ale wcale nie podobne do siebie ), dałem dwa paszporty i dostałem dwa paszporty, a w pokoju do sejfu i spokój, nie sprawdzałem ich, podobnie oni. Mimo wyrobionego odruchu sprawdzania paszportów, tym razem nasza czujność została uśpiona. DLATEGO RADZĘ SPRAWDZAJCIE PASZPORTY ZA KAŻYM RAZEM JAK ZGINĄ WAM Z OCZU, CHOĆBY NA CHWILĘ.I dzięki temu spędziliśmy większość ostatniego dnia razem. Po pławiliśmy się w hotelowym basenie, zjedliśmy lunch ( red snaper za 150 THB/szt. ) i znowu się żegnamy oni na lotnisko, a my postanowiliśmy wybrać się na kabaret „Calypso”.Kabaret „Calypso” reklamowany jako jedna z atrakcji Bangkoku, ponieważ wszystkie panie występujące w nim to faceci, a po prawdzie to tzw. trzecia płeć - lady-boye. Skoro postanowiliśmy to musimy kupić bilety, odwiedzamy jedną agencję, drugą ceny między 500, a 600 THB, kupiliśmy za 550 z gratisowym transportem i jednym drinkiem w cenie, jak się później okazało transport był gratisowy, ale tylko w jedną stronę, jak ja to kocham w Tajlandii jak można kogoś naciąć na parę groszy, to na pewno zostanie nacięty.Samo widowisko oceniam średnio, bardziej jako balet niż rewię, wszystkie piosenki leciały z play-becku, no ale można podziwiać było wirtuozerię tajskich chirurgów plastycznych w przerabianiu facetów na babki. Można obejrzeć, ale niekoniecznie trzeba. Po występie chcemy wrócić taxi do hotelu, ale taksiarze z przed hotelu w którym odbywało się show, podają ceny takie, że ręce opadają od 3 do 5 razy wyżej niż powinniśmy zapłacić ( wcześniej powiedziano nam że 80-100THB) , odeszliśmy kawałek i załapaliśmy tuk-tuka i tak dojechaliśmy.To był nasz ostatni wieczór w Tajlandii, jutro lecimy do domu.Wieczorem dostaliśmy SMS od znajomych, że dolecieli szczęśliwie, ale pusto, głucho, ciemno i psy dup....