Nad ranem budzi mnie lepsza połówka naszego związku, informując że dalej stoimy i ona na takie coś absolutnie się nie pisała. Chcąc, nie chcąc zwlokłem się z pianki, która robiła za materac i udałem się w poszukiwanie informacji. Spenetrowałem cały prom, nikogo nie znalazłem. Furta dziobowa opuszczona co wróży, że tak szybko nie odpłyniemy. Po kolejnej burzliwej wymianie zdań z małżonką kontynuowałem sen. Rano budzimy się i dalej stoimy, wśród obcokrajowców okupujących górny pokład ( białasy wynajęły wszystkie kajuty załogi ) poruszenie. Nasz rodak oznajmił nam, że prom ma uszkodzony jeden silnik i to było powodem spóźnionego przybycia do Gorontalo. I na dodatek załoga nie ma części, aby naprawić silnik. Prom najprawdopodobniej wypłynie dopiero wieczorem, jeśli w ogóle wypłynie.
No to znaleźliśmy się w kropce co robić, na pokładzie pojawia się gościu nazwijmy go obrotnym i mówi, że jest inna możliwość podróży. Niestety dość droga, najpierw samochodem do Marisy ( jakieś 2 godzinki ) i potem speedboatem i po południu jesteśmy na Togianach. Patrząc na miny naszych pań wybór jest tylko jeden jedziemy gościu organizuj, próbujemy skaptować także parę francuzów, aby zmniejszyć koszty. Nie chcieli, za drogo dla nich. Pan obrotny działa, organizuje transport kołowy do Marisy. Idziemy do kapitana po zwrot kasy za kajuty i o dziwo znajdujemy go, i o drugie dziwo kapitan informuje nas, że za godzinę wypływamy, prosimy o potwierdzenie tej informacji, które to potwierdzenie otrzymujemy. Dziękujemy panu obrotnemu i oznajmiamy radosną nowinę reszcie białasów łącznie z naszym rodakiem.
Jak kapitan powiedział, tak się stało i o godzinie 10 rano z piętnastogodzinnym opóźnieniem wypływamy. Morze gładkie jak stół, posuwamy się naprzód humory się poprawiają. Po jednym i drugim piwku jest już dobrze. Po 12 godzinach zawijamy do Wakai. Tu czeka na nas łódka z Kadidiri Paradise, ale najpierw musimy zapłacić haracz za wstęp do parku narodowego po 200 kIDR od łebka. Na przystani rozchodzi się słodko cebulowy zapach Duriana Jest ciemno, nawet bardzo ciemno jak u murzyna w d….. łódeczka malutka bez świateł i w tej ciemności niecałą godzinkę płyniemy do resortu. Panie znowu mają powód do emocji.
W końcu dopływamy, kwaterujemy się, jemy kolację i po paru interwencjach w recepcji, a to że nie ma wody w kranach, a to że coś działa udajemy się na spoczynek.